środa, 4 października 2017

3/28 Mogielica- Beskid Wyspowy, 4/28 Lubomir 09.09.2017


Tym razem plan był bardziej ambitny niż zwykle. Postanowiliśmy zdobyć dwa szczyty KGP w trakcie jednej wyprawy. A, że Mogielica i Lubomir znajdują się całkiem niedaleko od siebie, to jak postanowiliśmy tak też zrobiliśmy i około 6 nad ranem ruszyliśmy naszym srebrnym krążownikiem szos ;) Tym razem towarzyszyła nam moja młodsza siostra (w tym miejscu pozdrowienia dla mojej „małej” Agatki ;)) Mimo, że 10 lat młodsza, całkiem dobrze wpasowała się w naszą trójcę, chociaż jak zawsze nie obyło się bez  małych utarczek słownych ze starszym bratem. Ale w rodzeństwie to chyba całkiem normalne ;)


Mogielica- Beskid Wyspowy
Przed godziną 9 meldujemy się w miejscowości Chyszówki, gdzie zostawiamy samochód na małym parkingu pod tamtejszym kościołem. Ogarniamy się, robimy kilka tradycyjnych zdjęć i ruszamy w drogę. Początkowo droga wiedzie asfaltem, kierujemy się do Przełęczy Rydza Śmigłego nieco jednak ścinając drogę omijamy ją i znajdujemy się na szlaku zielonym. Już na asfaltowym kawałku zaczynają się całkiem  sympatyczne widoki. 









Następnie przechodzimy kawałek przez pola i łąki aż w koncu wschodzimy w las. Tam właściwie cała droga prowadzi czymś na kształt niezbyt wysokiego wąwozu. Idziemy cały czas prosto, po kamieniach miedzy którymi płynie strumyk. Na szczęście woda nie jest zbyt głęboka, więc przemoczenie butów raczej nam nie grozi. Ale trzeba przyznać, że chociaż droga nie jest szczególnie długa to da się trochę zsapać ;) Ciekawszych widoków raczej nie doświadczymy.







Po drodze natknęliśmy się na takie ślady w błocie. Czyżby sarenka czy jednak coś innego? :)


 Ciekawiej robi się kiedy wychodzimy na całkiem sporą polanę z rozległym widokiem, która poprzedza wejście do Rezerwatu Przyrody Mogielica. Korzystamy z jej uroków i robimy przerwę na zdjęcia i przekąski, a że pogoda dopisywała dorzuciliśmy jeszcze całkiem przyjemne leżakowanie;)






Jak już udało nam się zebrać w dalszą drogę, nie wiadomo skąd przybiegł do nas bardzo sympatyczny i towarzyski czarny piesek. Jak się okazało przyplątał się do innego turysty w jednej z okolicznych wiosek i wszedł z nim aż na szczyt. Piesek poczuł wyraźną sympatię to naszej najmłodszej towarzyszki wyprawy, ale po niełatwym pożegnaniu każdy ruszył w swoją stronę (Chyba rodzice nie byliby zbyt szczęśliwi jakby młoda wróciła z czworonożnym kolegą :P).

Z polany znowu wchodzimy w las i tak już do samego wierzchołka. Na szczycie chwila na obowiązkowe fotki i pieczątkę do książeczek.
 






Widok jest dość niepozorny, ale… No właśnie! Ktoś miał naprawdę dobry pomysł, bo na Mogielicy stoi wieża widokowa. Wspięliśmy się więc po całkiem stromych schodkach, ale było warto! (sądząc po reakcjach kilku turystów chyba jest ona ciężko strawialna dla osób z lękiem wysokości, ale my jak my wszędzie wlajznąć musimy;)) Widok z wieży jest rewelacyjny. Wiadomo, że nie są to tatrzańskie widoki ale i tak piękne. Mógłbym tak stać i napawać się nim godzinami. Z resztą zobaczcie sami!
 











Szwagierki ;)
  Jak już się nacieszyliśmy widokami to ruszyliśmy w drogę powrotną, która minęła zdecydowanie prędzej i bez większych przerw. Muszę przyznać, że mimo iż Mogielica gigantem nie jest to dość solidnie nas zmęczyła a to dopiero połowa atrakcji przewidziana na ten dzień. 
 
W drodze powrotnej- całkiem ciekawe oznaczenie szlaku ;)

Duży bagażnik jednak się przydaje ;)

Po powrocie do samochodu nadeszła pora na posilenie się, ogarnięcie i ruszyliśmy w drogę do  oddalonego o ok. 24 km Lubomira. Mimo, że droga pomiędzy szczytami nie jest zbyt długa to wczesna pobudka i mecząca Mogielica dały się we znaki i po przejechaniu ok. 5 km nasze kobietki utonęły w objęciach Morfeusza ;) Niestety zdjęć nie będzie, bo powiedziały, że mnie zamordują jak je opublikuje, a jednak chciałbym jeszcze sobie trochę pożyć ;)


Lubomir- Beskid Makowski
Samochód zostawiliśmy w okolicy Przełęczy Jaworzyce. Stamtąd ruszyliśmy czerwonym szlakiem w stronę Gościńca Pod Lubomirem i dalej na szczyt Lubomira. Właściwie o samej trasie nie ma co za duzo pisać. Jest dość krótka, ale to akurat był celowy zabieg, żeby „zaliczyć” (chociaż nie lubię tego słowa w kontekście gór) drugi szczyt i nie da się na niej za bardzo zgubić. Widoków (poza jednym miejscem) na szlaku właściwie nie ma, na samym szczycie również. Początkowo asfalt potem przechodzimy na ubitą ścieżkę. Przyznać trzeba, że końcowy etap chociaż całkiem niepozorny to dość mocno nas spocił. I właściwie była by to taka góra bez historii ot weszliśmy, wbiliśmy pieczątkę i zeszliśmy. 


Polska język trudna język ;)



Jedyne widokowe miejsce na trasie







Co jednak wyróżnia Lubomir to obserwatorium astronomiczne na jego szczycie. Zupełnie przypadkiem załapaliśmy się na amatorski film o historii obserwatorium oraz krótką prezentację na temat nieba nad Lubomirem. Było to ciekawe doświadczenie i takie zupełnie „inne”. Na koniec można było zobaczyć wybuchy na Słońcu przez teleskop. Robiło wrażenie! Na pożegnanie z obserwatorium wbiliśmy pieczątki do książeczek i ruszyliśmy w drogę powrotną. Przyznać trzeba, że każdy się ucieszył kiedy doszliśmy do samochodu. 




Wyprawa udała się w 100%, a pogoda naprawdę dopisała. Mimo to 2 szczyty jednego dnia dały nam trochę fizycznie popalić. Tak więc zmęczeni, ale szczęśliwi ruszyliśmy w drogę powrotną na Śląsk po drodze zaliczając „wykwintny” obiad w Mc Donaldzie :P Niestety tym razem screeny z Endmondo będą tylko z Lubomira, bo na Mogielicy zapomniałem włączyć zegarka. No cóż, skleroza :P


Do zobaczenia na szlaku!







2 komentarze:

  1. O, dobry pomysł, moze my tez zaliczymy te dwie góry na raz :) we wrzesniu bylismy w ciagu jednego dnia na Skopcu i Skalniku, ale Skopiec to raczej wzgórze niz gora, wiec zaden wyczyn to nie był :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak ruszymy w dolnośląskie tereny to też mamy w planie "zaliczyć" 2-3 szczyty w ciągu jednego dnia chociażby ze względów logistycznych :)

      Usuń