Witajcie ponownie! Niestety mam spore zaległości w prowadzeniu bloga. Nie żeby nie chciało mi się go pisać albo żebyśmy się obijali w zdobywaniu kolejnych szczytów. Co to to nie! Niestety umarł mój wieloletni kompan prac multimedialnych, a więc mój laptop :P Nie wchodząc w szczegóły, bo nie to jest istotą, chwilę to potrwało, ale braki sprzętowe uzupełnione, zdjęcia pozgrywane możemy nadrabiać zaległości! :D
W początkowych miesiącach 2019
roku nie próżnowaliśmy! Kontynuowaliśmy nasze sudeckie wojaże. Jako, że wyprawa
w Sudety to jednak spory kawałek do przejechania ( w 2 strony z Katowic
wychodziło nam po 500-700 km), a szczyty niezbyt wymagające to konsekwentnie
staraliśmy się włazić na kilka szczytów przy okazji jednej wycieczki. Tak było
i tym razem ale po kolei…
14/28 Chełmiec – Góry Wałbrzyskie
Tradycyjnie wyjechaliśmy z
Katowic około 4 nad ranem. Plan zakładał zdobycie 3 szczytów: Chełmca, Waligóry
i Wielkiej Sowy. Punktem startowym była miejscowość Boguszów- Gorce. Tam zostawiamy
samochód i ruszamy w drogę! Na miejscu zastała nas piękna zima!
Na szczyt szliśmy szlakiem
zielonym przez Chełmiec Mały. Szczerze powiedziawszy zdobycie tego szczytu nie
jest zbyt wymagające. Jest to właściwie nieco dłuższy spacer w naszym przypadku
w przyjemnej zimowej atmosferze. Miejscami było ślisko, więc bardziej dla
własnej wygody niż bezpieczeństwa nałożyliśmy raczki.
Wzdłuż szlaku co jakiś czas
mijaliśmy stacje drogi krzyżowej oraz złowrogo trzeszczące drzewa. Biorąc pod
uwagę, że kilkukrotnie mijaliśmy połamane drzewa dźwięki te były mocno
niepokojące.
Po ok. półtoragodzinnym spacerze
dochodzimy do szczytu. Znajduje się na nim duży metalowy krzyż i wieża
widokowa- niestety zimą nieczynna. Na
szczycie pstrykamy tradycyjne fotki, posilamy się pod zadaszoną wiatą i ruszamy
w drogę powrotną.
Tym razem schodzimy żółtym szlakiem do Rosochatki, a dalej
zielonym do samochodu. Na żółtym szlaku droga była słabo przetarta i bardzo
wąska, ale daliśmy radę. Zgodnie z
planem po ok. 2,5 godzinnej wędrówce, w czasie której przeszliśmy ok 7,5 km wracamy
do samochodu i ruszamy w dalszą drogę.
15/28 Waligóra- Góry Kamienne
Kolejnym naszym celem było
schronisko Andrzejówka, pod które można dojechać samochodem. W zimowych
warunkach droga pomiędzy Boguszowem, a Andrzejówką nie należała do łatwych ani
przyjemnych. Wąska, kręta, miejscami słabo odśnieżona i śliska stanowiła
wyzwanie, ale jakoś dojechaliśmy do celu. Na miejscu funkcjonują wyciągi narciarskie,
trasy dla biegaczy narciarskich, a także górki dla saneczkarzy. Z tego powodu w okolicy było mnóstwo ludzi i
samochodów. Jak mam być szczery nie przepadam za takim komercyjnym charakterem
w górach, ale co zrobić. W schronisku podbijamy książeczki i ruszamy w dość krótką
(co nie znaczy, że łatwą) wędrówkę.
Teoretycznie szlak z Andrzejówki
na Waligórę i z powrotem zajmuje 1 km i pół godziny. W praktyce przynajmniej w
wersji zimowej nie ma tak łatwo ;) Owszem droga jest krótka, ale też biegnie intensywnie
pod górę. Raczej nie ma tam dużych trudności technicznych, ale idzie się nieco
poślizgać (zwłaszcza w zimie) i spocić.
Trasa i szczyt nie mają widoków i są
mało ciekawe. Robimy więc zdjęcia i schodzimy…. A właściwie zjeżdżamy na
tyłkach z powrotem do samochodu ;) No cóż, poza urozmaiceniem w postaci
stromego podejścia nie był to zbyt fascynujący szczyt. Pod schroniskiem posilamy się pieczonym
oscypkiem i ruszamy na kolejny szczyt tego dnia.
16/28 Wielka Sowa- Góry Sowie
Droga spod Andrzejówki pod Wielką
Sowę powinna nam zająć trochę ponad pół godziny samochodem. Niestety blisko
celu okazało się, że dwukilometrowy kawałek drogi pomiędzy Rzeczką, a Sokolcem
jest nieutrzymywany zimą. Musieliśmy więc nadłożyć ok 25 km i dojechać od drugiej
strony. No cóż, bywa…
Na Wielką Sowę ruszamy z
przełęczy Sokolej i cały czas trzymamy się czerwonego szlaku. Droga jest dobrze
oznakowana, mijanych turystów nie brakuje chociaż zimowym popołudniem nie są to
jakieś tłumy. Raczki naszym zdaniem zdecydowanie przydatne, ale bez nich też dałoby się wejść.
Po drodze
mijamy schroniska „Orzeł” i „Sowa”. I tu droga nie dostarczy widoków(poza drobnymi wyjątkami),
zwłaszcza, że szliśmy w lekkiej mgle. Jednak Wielka Sowa ma trudny do
określania, ale bardzo ciekawy klimat. Zdecydowanie przyjemnie nam się na nią
wędrowało! Na szczycie jest wieża widokowa. Niestety na miejsce dotarliśmy zbyt
późno i była już nieczynna (chociaż zastanawialiśmy się czy w ogóle w zimę jest
czynna).
Na szczycie tradycyjnie robimy sobie zdjęcia i schodzimy w dół żeby zdążyć do samochodu przed zmierzchem. W drodze powrotnej wbijamy pieczątki w schronisku „Sowa” i schodzimy na dół. Cała trasa zajmuje 2 godziny i ok. 5,5 km.
Na szczycie tradycyjnie robimy sobie zdjęcia i schodzimy w dół żeby zdążyć do samochodu przed zmierzchem. W drodze powrotnej wbijamy pieczątki w schronisku „Sowa” i schodzimy na dół. Cała trasa zajmuje 2 godziny i ok. 5,5 km.
W drodze powrotnej odwiedziliśmy jeszcze
Zamek Książ robiąc krótki wieczorny spacer wokół niego. Niestety trzeba było
wracać do domu, więc brakowało czasu na dłuższe zwiedzanie. Mimo to zamek robi
wrażenie!
Podsumowując, zrobiliśmy tego
dnia ponad 600 km samochodem i 14 kilometrów pieszo i dołożyliśmy kolejne 3
szczyty przekraczając półmetek Korony Gór Polski.
A na deser porcja śnieżnych wygłupów ;)
A na deser porcja śnieżnych wygłupów ;)
Jakoś mamy wrażenie, że przyjemniejsze są górskie wędrówki zima :)
OdpowiedzUsuń