Tym razem plan był
bardziej ambitny niż zwykle. Postanowiliśmy zdobyć dwa szczyty KGP w trakcie
jednej wyprawy. A, że Mogielica i Lubomir znajdują się całkiem niedaleko od
siebie, to jak postanowiliśmy tak też zrobiliśmy i około 6 nad ranem ruszyliśmy
naszym srebrnym krążownikiem szos ;) Tym razem towarzyszyła nam moja młodsza
siostra (w tym miejscu pozdrowienia dla mojej „małej” Agatki ;)) Mimo, że 10
lat młodsza, całkiem dobrze wpasowała się w naszą trójcę, chociaż jak zawsze
nie obyło się bez małych utarczek
słownych ze starszym bratem. Ale w rodzeństwie to chyba całkiem normalne ;)
Mogielica- Beskid
Wyspowy
Przed godziną 9
meldujemy się w miejscowości Chyszówki, gdzie zostawiamy samochód na małym
parkingu pod tamtejszym kościołem. Ogarniamy się, robimy kilka tradycyjnych
zdjęć i ruszamy w drogę. Początkowo droga wiedzie asfaltem, kierujemy się do
Przełęczy Rydza Śmigłego nieco jednak ścinając drogę omijamy ją i znajdujemy
się na szlaku zielonym. Już na asfaltowym kawałku zaczynają się całkiem sympatyczne widoki.
Następnie przechodzimy
kawałek przez pola i łąki aż w koncu wschodzimy w las. Tam właściwie cała droga
prowadzi czymś na kształt niezbyt wysokiego wąwozu. Idziemy cały czas prosto,
po kamieniach miedzy którymi płynie strumyk. Na szczęście woda nie jest zbyt
głęboka, więc przemoczenie butów raczej nam nie grozi. Ale trzeba przyznać, że
chociaż droga nie jest szczególnie długa to da się trochę zsapać ;) Ciekawszych
widoków raczej nie doświadczymy.
Po drodze natknęliśmy się na takie ślady w błocie. Czyżby sarenka czy jednak coś innego? :) |
Ciekawiej robi się kiedy wychodzimy na całkiem
sporą polanę z rozległym widokiem, która poprzedza wejście do Rezerwatu
Przyrody Mogielica. Korzystamy z jej uroków i robimy przerwę na zdjęcia i
przekąski, a że pogoda dopisywała dorzuciliśmy jeszcze całkiem przyjemne
leżakowanie;)
Jak już udało nam się zebrać w dalszą drogę, nie wiadomo skąd przybiegł do nas bardzo sympatyczny i towarzyski czarny piesek. Jak się okazało przyplątał się do innego turysty w jednej z okolicznych wiosek i wszedł z nim aż na szczyt. Piesek poczuł wyraźną sympatię to naszej najmłodszej towarzyszki wyprawy, ale po niełatwym pożegnaniu każdy ruszył w swoją stronę (Chyba rodzice nie byliby zbyt szczęśliwi jakby młoda wróciła z czworonożnym kolegą :P).
Z polany znowu wchodzimy w las i tak już do samego wierzchołka. Na szczycie chwila na obowiązkowe fotki i pieczątkę do książeczek.
Widok jest dość niepozorny, ale… No właśnie! Ktoś miał naprawdę dobry pomysł, bo na Mogielicy stoi wieża widokowa. Wspięliśmy się więc po całkiem stromych schodkach, ale było warto! (sądząc po reakcjach kilku turystów chyba jest ona ciężko strawialna dla osób z lękiem wysokości, ale my jak my wszędzie wlajznąć musimy;)) Widok z wieży jest rewelacyjny. Wiadomo, że nie są to tatrzańskie widoki ale i tak piękne. Mógłbym tak stać i napawać się nim godzinami. Z resztą zobaczcie sami!
Szwagierki ;) |
Duży bagażnik jednak się przydaje ;) |
Po powrocie do samochodu nadeszła pora na posilenie się, ogarnięcie i ruszyliśmy w drogę do oddalonego o ok. 24 km Lubomira. Mimo, że droga pomiędzy szczytami nie jest zbyt długa to wczesna pobudka i mecząca Mogielica dały się we znaki i po przejechaniu ok. 5 km nasze kobietki utonęły w objęciach Morfeusza ;) Niestety zdjęć nie będzie, bo powiedziały, że mnie zamordują jak je opublikuje, a jednak chciałbym jeszcze sobie trochę pożyć ;)
Lubomir- Beskid
Makowski
Samochód zostawiliśmy w
okolicy Przełęczy Jaworzyce. Stamtąd ruszyliśmy czerwonym szlakiem w stronę Gościńca
Pod Lubomirem i dalej na szczyt Lubomira. Właściwie o samej trasie nie ma co za
duzo pisać. Jest dość krótka, ale to akurat był celowy zabieg, żeby „zaliczyć”
(chociaż nie lubię tego słowa w kontekście gór) drugi szczyt i nie da się na
niej za bardzo zgubić. Widoków (poza jednym miejscem) na szlaku właściwie nie
ma, na samym szczycie również. Początkowo asfalt potem przechodzimy na ubitą ścieżkę.
Przyznać trzeba, że końcowy etap chociaż całkiem niepozorny to dość mocno nas
spocił. I właściwie była by to taka góra bez historii ot weszliśmy, wbiliśmy
pieczątkę i zeszliśmy.
Polska język trudna język ;) |
Jedyne widokowe miejsce na trasie |
Co jednak wyróżnia Lubomir to obserwatorium
astronomiczne na jego szczycie. Zupełnie przypadkiem załapaliśmy się na
amatorski film o historii obserwatorium oraz krótką prezentację na temat nieba
nad Lubomirem. Było to ciekawe doświadczenie i takie zupełnie „inne”. Na koniec
można było zobaczyć wybuchy na Słońcu przez teleskop. Robiło wrażenie! Na pożegnanie
z obserwatorium wbiliśmy pieczątki do książeczek i ruszyliśmy w drogę powrotną.
Przyznać trzeba, że każdy się ucieszył kiedy doszliśmy do samochodu.
Wyprawa udała
się w 100%, a pogoda naprawdę dopisała. Mimo to 2 szczyty jednego dnia dały nam
trochę fizycznie popalić. Tak więc zmęczeni, ale szczęśliwi ruszyliśmy w drogę
powrotną na Śląsk po drodze zaliczając „wykwintny” obiad w Mc Donaldzie :P
Niestety tym razem screeny z Endmondo będą tylko z Lubomira, bo na Mogielicy
zapomniałem włączyć zegarka. No cóż, skleroza :P
Do zobaczenia na
szlaku!
O, dobry pomysł, moze my tez zaliczymy te dwie góry na raz :) we wrzesniu bylismy w ciagu jednego dnia na Skopcu i Skalniku, ale Skopiec to raczej wzgórze niz gora, wiec zaden wyczyn to nie był :)
OdpowiedzUsuńJak ruszymy w dolnośląskie tereny to też mamy w planie "zaliczyć" 2-3 szczyty w ciągu jednego dnia chociażby ze względów logistycznych :)
Usuń