niedziela, 15 października 2017

5/28 Lackowa - Beskid Niski 08.10.2017





Korzystając z tego, że spędzaliśmy przedłużony weekend w Krynicy-Zdrój nie mogliśmy się powstrzymać żeby nie podjechać na oddaloną o ok. 20 km Lackową.
Początkowo miał do nas dojechać Dawid, ale niestety spędzał „romantyczne” dni z książkami, przygotowując się do obrony swojej pracy magisterskiej (Trzymamy kciuki!).
Prognozy pogody na ten dzień były takie sobie i tak właściwie do końca nie było wiadomo czy nie zacznie padać. Mimo to postanowiliśmy zaryzykować. Ruszyliśmy naszą  „Srebrną strzałą” z Krynicy do Izb. 

Już sama droga samochodem obfitowała w całkiem przyjemne widoki. A na dodatek w pewnym momencie musieliśmy ustąpić pierwszeństwa… stadzie krów przechodzących na druga stronę ulicy ;)

Koło południa dojechaliśmy do miejscowości Izby. Zgodnie z zaleceniami znalezionymi w internecie, zostawiliśmy samochód na łuku drogi, na wysokości szlakowskazu, przy stadninie koni. W tym miejscu asfalt się kończy, a dalej biegnie żwirowo- błotnista droga. Nie idziemy „po łuku” tylko na wprost. Tą drogą w ok. 20 minut docieramy do Przełęczy Beskid. 






Sporo naczytaliśmy się o problemach turystów nie mogących w tym miejscu odnaleźć szlaku i błądzących po okolicy. Postaram się więc opisać i pokazać na zdjęciach wejście na szlak. Co prawda widać, że ktoś postawił tabliczkę z napisem szczytu i strzałką, ale napis jest już ledwo widoczny. A więc w momencie kiedy dochodzi do przełęczy, która jest skrzyżowaniem dróg musimy skręcić w lewo. Ale uwaga! Nie w główną drogę, ale w mniej oczywiste przejście. Obok wejścia na szlak znajdziemy również słupek graniczny. Właściwie całą drogę na szczyt idziemy wzdłuż słupków granicznych.

Dochodząc do przełęczy nie idziemy główną drogą, ale skręcamy w lewo między drzewami- tam gdzie stoi Milena w różowej kurtce ;)
Ledwo widoczny napis wskazujący kierunek




Lewą nogą w Polsce, prawą na Słowacji ;)
Spoglądając na listę szczytów w KGP Lackowa raczej nie robi wrażenia.(997 m.n.p.m.) a Beskid Niski nie kojarzył mi się ze zbyt ostrymi podejściami. Tak też wyglądał początek drogi. Delikatnie pod górkę, trochę błota, trochę krzaczków i trochę lasu (nawet udało nam się znaleźć 2 grzybki;)). Ale Lackowa zastawia mała pułapkę na wszystkich zdobywców!;) Czytałem, że ma ostre podejście ale myślałem, że to mocno przesadzone opinie ludzi o małym niewielkim Górskim doświadczeniu i nienajlepszej kondycji. 








Ok, odwołuję i bije się w pierś ;) Po kilkunastominutowym spacerku naszym oczom ukazuje się pokaźnych rozmiarów niemalże pionowe wzniesienie. Oczywiście nie są to ściany znane z Tatr, które wymagałyby łańcuchów. Mimo wszystko nigdy wcześniej takiego podejścia w Beskidach nie widziałem. Milena się lekko przeraziła, ale pomykała jak górska koziczka ;) Po wejściu na pierwsze podejście czekało na nas… drugie, a potem trzecie. Nie obyło się bez kilku przerw na złapanie oddechu, ale daliśmy radę. Końcówka to już przyjemny spacer pośród drzew, pomiędzy którymi nieśmiało prześwitywały całkiem ładne widoki.















Po dotarciu na szczyt koło 13:40 zobaczyliśmy tabliczkę z napisem i pieczątkę, co było dla nas miłym zaskoczeniem. Myśleliśmy, że po zejściu będziemy musieli szukać miejsca, gdzie moglibyśmy ją przybić. Co prawda pieczątka była już w dość kiepskim stanie i usmarowaliśmy się tuszem prawie po pachy, ale zawsze to pieczątka ze szczytu :) Po drodze mijaliśmy małżeństwo w średnim wieku z synem, więc na szczycie popstrykaliśmy sobie wzajemnie kilka zdjęć.  










Mimo, że mieliśmy szczęście do pogody i właściwie mogliśmy się cieszyć piękną złotą polską jesienią, to na górze zaczęło się robić chłodno, więc rozpoczęliśmy drogę powrotną. Jak się okazało zejście po stromiznach nie było wcale łatwą sprawą, co zwłaszcza w moim przypadku skończyło podwójnym wylądowaniem na tyłku;). Ale w miarę ostrożnie i bez kontuzji udało się zejść na dół. Jak się okazało to nie był koniec przygód, bo nasz samochód zakopał się w błocie. Skończyło się tym, że Milena musiała mnie wypchnąć ;) Ale udało się i ruszyliśmy w drogę powrotną do hotelu w Krynicy.









kilometr 9 i 10 to efekt nie wyłączenia zegarka i ruszania samochodem w drogę powrotną ;)

Podsumowując, Lackowa mimo niezbyt dużej wysokości okazała się wyzwaniem chociaż całkiem przyjemnym. Sama droga na szczyt nie zapewnia zbyt wielu widoków, a co najwyżej prześwity między drzewami. Mimo to połączenie jej nietypowego charakteru wraz z przyjemną jesienną pogodą bardzo przypadło nam do gustu. Przyznać trzeba, że po takim „spacerku” hotelowa obiadokolacja smakowała podwójnie ;).

Do zobaczenia na szlaku!

1 komentarz:

  1. Na Lackowej jeszcze nie bylismy, w miniony weekend "zaliczylismy" Wysoka Kopę, dosc zmeczyla mnie ta trasa, a chyba bardziej szukanie wierzchołka :P
    Pozdrawiam
    Magda

    OdpowiedzUsuń