Muszę przyznać, że w ostatnim czasie mieliśmy sporą przerwę
w zdobywaniu Korony Gór Polski, a co za tym idzie na blogu również nic się nie działo ;) Za to sporo działo się w naszym prywatnym
życiu. Nie wchodząc w nadmierne szczegóły na kolejny szczyt ruszyliśmy już jako
mąż i żona :)
Tym razem wybraliśmy się razem z teściami na Babia Górę. Pozostała
część ekipy niestety nie była w stanie do nas dołączyć. Drogę na dziesiąty nasz
szczyt rozpoczęliśmy w Zawoi Markowej. Na miejscu zastała nas chłodna, ale
całkiem przyjemna jesienna aura. Ruszyliśmy zielonym szlakiem w kierunku
schroniska Markowe Szczawiny. Początkowo
droga jest dość łatwa i przyjemna. Im bliżej schroniska tym ścieżka pnie się ostrzej
w górę. Łapiemy lekką zadyszkę i pierwszy mały kryzys. Wstyd się przyznać, ale
na tym odcinku okazało się, że teście mają lepszą kondycję od nas. Na szczęście
po kilku krótkich przerwach docieramy do schroniska. Tam robimy sobie przerwę,
podbijamy książeczki, posilamy się kanapkami i gorącą czekoladą.
Kiedy już odpoczęliśmy i nabraliśmy sił, ruszyliśmy w dalszą
drogę żółtym szlakiem. Naszym celem było dojście do skrętu ratowników, a następnie
podejście do szczytu sławną Percią Akademików. Podobno to jedyne miejsce w
Beskidach, gdzie można spotkać łańcuchy znane bardziej z Tatrzańskich szlaków. Miedzy
innymi dlatego wybraliśmy ten wariant trasy. Chodziło również o to aby Milena, która
dotąd nie miała styczności z żelastwem na szlaku miała okazję zrobić małą próbę
przed planowanymi w przyszłym roku wypadami w Tatry :)
Początkowo żółty szlak również nie ma żadnych trudności. Im
wyżej jednak, tym bardziej możemy zaobserwować, ze zima zaczyna wygrywać z
jesienią, a z czasem cała okolica była pokryta śniegiem ;)
W momencie kiedy
zaczęły się łańcuchy w Milenę wstąpiły nowe siły. Chyba jej się spodobało ;) Na
trasie miejscami można było się natknąć na oblodzenie, ale na szczęście było
ono dość niewielkie i nie przysporzyło nam problemów.
Na szczycie powitało nas czyste niebo i przepiękne widoki. Widoczne ze szczytu Tatry robiły oszałamiające wrażenie! Niestety było również bardzo zimno i wietrznie. Zrobiliśmy więc kilka zdjęć, chwilę poobserwowaliśmy widoki i szybko uciekaliśmy żeby nas nie zwiało ;)
W drogę powrotną ruszyliśmy do Przełęczy Brona i dalej do
schroniska na Markowych Szczawinach. Tam znowu się posilamy i wracamy do
samochodu.
Podsumowując, wyprawa na Babią Górę była bardzo udana.
Pogoda chociaż już chłodna pozwoliła zarówno na trening na łańcuchach, jak i
podziwianie świetnych widoków na szczycie.
Do zobaczenia na szlaku!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz